Długo oczekiwane spotkanie dyskusyjnego Klubu Książki miało miejsce nie w bibliotece, lecz w gościnnych progach pp. Marii i Mariana Bartosów. Z uwagi na niesprzyjającą aurę dyskusję musieliśmy przenieść do domu gospodarzy, a w ogrodzie odbyły się zaledwie wprowadzające „dyskusje panelowe”.

Oczywiście poprzedzone zostały tradycyjnym zwiedzaniem ogrodu. Za każdym razem olśniewa nas jakaś nowa roślina. Tym razem były to niezwykle piękne w tym roku hortensje bukietowe, które jak powiedziała nam gospodyni, są nad wyraz odporne na mróz  i cieszą oko całą zimę.


Wśród roślin, które nas szczególnie urzekły wymienić należy jeszcze wrzosy i kwitnące już ziemowity, zwiastujące nadchodzącą zimę. A przecież pysznił się jeszcze milin, egzotyczne trawy i późnoletnie byliny.

Z ciężkim sercem opuszczałyśmy ten uroczy ogród, by  w cieple domowego ogniska i przy suto zastawionym stole, rozpocząć dyskusję o książce. Dzięki gospodarzom, ale też wszystkim klubowiczkom, na stole zagościły: sałatka, terrina z łososia, pierożki wegeteriańskie, domowy chleb na zakwasie oraz ciasta – ze śliwkami oraz sernik z brzoskwiniami.

Dyskusja w towarzystwie takich smakowitości poprawiła nieco humory uczestniczek, bowiem lektura, która początkowo zapowiadała się na niezwykle interesującą, była bardzo mroczna i ciężka. Książka wzbudziła wiele emocji, najczęściej negatywnych. Na przykładzie dramatu rozgrywającego się w rodzinie Rampike’ów, zobaczyliśmy obraz, potworny obraz, amerykańskiego społeczeństwa. Smutnym jest to, że tak jest rzeczywiście, a coraz częściej taki właśnie model rodziny czy wychowania przenika do polskich domów.  Bez zastanowienia kopiujemy i przenosimy do nas wszystko co jest stamtąd, nieważne czy dobre czy złe.  Może choć finał tej lektury będzie powodem do refleksji dla wszystkich rodziców, a zwłaszcza rodziców „cudownych dzieci”. „Moja siostra, moja miłość” nie jest książką łatwą, choć ogromnie mądrą.

J. C. Oates kolejny raz sięgnęła po temat niełatwy i przedstawiła go w swoim specyficznym stylu, który nie jest niestety, akceptowalny dla wszystkich. Po raz pierwszy chyba, książka czytana przez nas, otrzymała aż dwa „0”, ale też dwie „7”. Trzeba też podkreślić, że gdyby była czytana np. w okresie jesiennej szarugi, te oceny mogłyby być jeszcze niższe. Tegoroczne słoneczne lato i długi czas na przeczytanie powieści (a zatem możliwość dawkowania sobie lektury) pozwoliły przebrnąć przez 614 stron.

Ostatecznie po przeliczeniu głosów wrześniowa książka otrzymała 3,82 pkt /10.

Już za miesiąc kolejne spotkanie DKK, tym razem z książką „Brzoskwinie dla księdza proboszcza”.

JR