Ten wieczór zapamiętamy na długo. Sprzyjało nam wszystko. Zostałyśmy zaproszone do odwiedzin ogrodu pp. Marii i Mariana Bartosów, pogoda była wspaniała i wreszcie lektura, z którą się zmierzyłyśmy zadowoliła wszystkich. Jednych bardziej, drugich mniej, ale o tym później. Jako, że dyskusja miała się odbyć w ogrodzie, należało zacząć od jego obejrzenia.

Po raz pierwszy widziałyśmy go w czerwcowej odsłonie. Wcześniej spotkania DKK miały tu miejsce w maju, wrześniu i październiku. Zawsze ogród wygląda inaczej i zawsze pięknie. Tym razem królowały róże, rozsnuwając wokół cudowną woń. Ale nas zachwycało dosłownie wszystko, nawet krzewy.

W altanie, obsadzonej winoroślą czekał już na nas stół, który wysiłkiem gospodarzy i pozostałych klubowiczek został  suto zastawiony. Czegóż na nim nie było? Muszę pochwalić wszystkich, bowiem były pyszne przekąski z ciasta francuskiego, roladki z cukinii oraz serów, i cała paleta deserów z truskawkami – ciasto truskawkowo-rabarbarowe, genialna tarta i torcik z kokosem.

Były też ekologiczne truskawki prosto z ogrodu, lody i cydr. Gospodyni częstowała również nową herbatą z kardamonem. Wspaniałe herbaty zawsze tu na nas czekają, tak było i tym razem. Syci i napojeni mogliśmy przystąpić do części najważniejszej – czyli dyskusji o książce.

Cudownym zbiegiem okoliczności nasza lektura nosiła tytuł „Botanika duszy” i nie mogłyśmy wymarzyć sobie lepszego miejsca na dyskusję o niej, niż ogród. Najnowsza powieść Elizabeth Gilbert, opowiada historię Almy Whittaker „niezwykłej kobiety, której życie wyprzedziło epokę” – jak czytamy w notce zamieszczonej na książce.

Książka to niezwykła, wzbudziła zachwyt już po kilku stronach, potem nasze oceny nieco spadły, ale i tak powieść oceniłyśmy na 7,64 pkt /10.

Dzięki „Botanice duszy” zobaczyłyśmy świat XIX-wiecznych ogrodów, dowiedziałyśmy się, że wanilia jest storczykiem (!), poznałyśmy cudowny urok mchów.

Razem z bohaterami książki wędrowałyśmy z Anglii do Filadelfii, na Tahiti, w końcu do Holandii. Towarzyszyłyśmy Almie od dnia jej narodzin aż do późnej starości. Obserwowałyśmy jej surowe wychowanie, panujące w  rodzinnym domu stosunki i pierwsze rodzące się uczucia.

Zarzucić książce można tylko zbyt dużą objętość. W pewnym momencie zaczynamy być już znużeni, zwłaszcza epizodami w składziku czy watkami z Tahiti.  Ale za jej pierwszą część należą się ogromne słowa uznania. Po przeczytaniu tej powieści jesteśmy pewni – świat jest piękny… i pełen mchów.

 

 

JR