pięć kobiet w średnim wieku siedzi przy stole, ma stole przed nimi dzbanek, ciastka, książki i kwiaty

Dokładnie to słowo przychodzi nam na myśl po przeczytaniu ostatniej lektury „Żółty dom. Wspomnienia” książkowego debiutu  parającej się dotychczas dziennikarstwem Sarah M. Broom. Zachęcone opisami na ostatniej stronie okładki o treści: „Niezwykły portret afroamerykańskiej rodziny i wyzwań, z jakimi przyszło jej się mierzyć na przestrzeni blisko stu lat” oraz „Żółty Dom to arcydzieło literatury historycznej, politycznej, socjologicznej i wspomnieniowej. Nie, to po prostu arcydzieło, kropka…”, a także dodatkowo zaintrygowane miejscem czyli Nowym Orleanem, który już raz stanowił tło dla omawianej przez nas książki, rozpoczęłyśmy nierówną walkę z lekturą.

na stole leży książka, za nią różowe kwiaty, w koło ciasto na tależykach i ciasteczka

Nierówną, bo podzieliła naszą grupę na kilka obozów i ciężko stwierdzić, który z nich tę bitwę wygrał. Nierówną, bowiem część z nas czytając - nie czytała, innymi słowy nie posuwała się do przodu, część „omiatała kartki wzrokiem” posuwając się do przodu, na z góry upatrzoną pozycję czyli zakończenie, kolejna przeczytała całość dokładnie,choć bez zachwytu i wreszcie grupa ostatnia, która lekturę oceniła bardzo wysoko, doceniając walory opowieści o życiu kilku pokoleń afroamerykańskiej rodziny i szukaniu własnej tożsamości. Tragiczny w skutkach huragan Katrina, który spustoszył Nowy Orlean w sierpniu 2005 roku, nie odegrał w książce tak dużej roli jak mogłyśmy się spodziewać.

trzy kobiety siedzą przy stole, na stole filiżanki i ciasto

Wspomnienia Broom są nierówne, szarpane. Poruszają ogromnie ważny problem rasizmu, który jeszcze nie tak dawno dzielił i krzywdził amerykańskie społeczeństwo. Nie można tego nie docenić, ale podejście autorki jest zbyt chłodne, bez większych emocji. Tytułowy dom, miejsce, do którego członkowie tej wielodzietnej rodziny zawsze wracają, jest solidny jedynie z pozoru, z zewnątrz, W środku, z kolejnymi latami popada w ruinę. Matka autorki, Ivory Mae, zabrania dzieciom sprowadzania gości, tłumacząc, że nikt obcy nie poczuje się dobrze w ich domu. Dobre wrażenie ma sprawiać nie tylko sama fasada budynku, ale też dzieci, zawsze czysto ubrane, w markowych butach i uszytych przez matkę ubraniach. Te pozory nie zapewniły jednak dzieciom wymarzonego, idealnego życia, lecz raczej liczne problemy i komplikacje, a po przejściu huraganu już nic nie było takie jak dawniej. Również Żółty Dom.  

dwie kobiety siedzą przy stole, za nimi stanowiska komputerowe, na stole przed nimi kwiaty, książki, filiżanki i ciasto

Ta opowieść Ameryce, a dokładniej o Nowym Orleanie jakiego nie znamy z folderów turystycznych sprowokowała nas do gorącej dyskusji. Nie słyszałyśmy tam jazzu, nie zobaczyłyśmy parad, nawet pogrzeb ojca Sarah nie wyglądał tak jak powinno wyglądać ostatnie pożegnanie nowoorleańskiego muzyka. Dzięki temu, że miałyśmy tak krańcowo różne zdania o książce, podczas spotkania aż iskrzyło, a zarzuty co do fatalnej jakości zdjęć i drobnej czcionki były zwyczajną błahostką.
Podczas podsumowującego dyskusję głosowania pojawiły się prawie wszystkie cyfry.

Ocenę lektury stanowiły: jedna 2”, dwie 3”, cztery „4”, jedna „5”,  dwie „7” oraz jedna „8”. Stanowi to niezbity dowód na to jak różny był jej odbiór przez poszczególne klubowiczki. „Żółty Dom. Wspomnienia” dostał od nas notę średnią 4,63/10 pkt. Biblioteka Publiczna w Zielonkach ma tę książkę w swoich zasobach, zatem zachęcamy wszystkich do przeczytania i skonfrontowania swoich odczuć z naszymi.

JR

Galeria zdjęć