Przed tygodniem w ciągu kilku godzin zdążyłyśmy przygotować kilkadziesiąt kwiatów z bibuły i krepiny. Wczoraj zaopatrzone w bambusowe kije, drut, gałązki tui, jałowca i bukszpanu oraz suche trawy przystąpiłyśmy do montowania palm. Nie było to wcale takie proste, bowiem nasze palmy miały stanąć w kościele, a zatem ich rozmiar odbiegał od tych, z którymi sami podążymy w najbliższą niedzielę do świątyni. Podzieliłyśmy grupę na dwa zespoły i prace ruszyły do przodu.

 

 

Powoli zgromadzonych materiałów ubywało, za to nasze palmy rosły coraz wyżej. Po trzech godzinach ciężkiej pracy (tu przydatne były i rękawice i sekator), gdy ręce już bolały od zaciskania drutów, dwie największe palmy były gotowe. Ponieważ są przeznaczone do kościoła ich czubki zwieńczono krzyżami – jeden z bukszpanu, zaś drugi z wikliny. Pozostało tylko ozdobić dół bibułkową kokardą i wystawić do podziwiania w bibliotecznym holu.

 

Na koniec zajęłyśmy się mniejszymi palmami na własny użytek. Z tymi poszły dużo szybciej i łatwiej, bo i ich wielkość była znacznie przyjaźniejsza do samodzielnego wykonania. Humory dopisywały, a w przyjaznej atmosferze nawet najcięższa praca nie sprawia kłopotu. Po zajęciach zostało nam kilkanaście bibułkowych kwiatów, które wykorzystamy podczas sobotnich warsztatów dla dzieci.

Są jeszcze wolne miejsca, zapraszamy.

 

Galeria zdjęć

JR