Pełne skupienia, a nawet anielskiej cierpliwości, bowiem do tej pracy jest ona niezbędna, kontynuowałyśmy wczoraj nasze koralikowe robótki. Tuż po pierwszej lekcji, udzielonej nam przez p. Agatę Dragan, byłyśmy niemal załamane.

       Początkowo wydawało się to zupełną  błahostką,  ot takie zwykłe nabieranie nitki z koralikiem, po godzinie dotarło do nas, że to co pokazała nasza instruktorka, to prawdziwe mistrzostwo, a nam przyjdzie jeszcze długo terminować, by taki sam efekt osiągnąć. Kolejne próby zupełnie nas nie zadowalały, więc zewsząd słychać było słowa: „okropne – pruję”. Ale po spruciu trzeba zacząć od nowa, potem znów od nowa i tak w kółko…

      Część pań zabrała swoje robótki do domu, by tam w zaciszu zmierzyć się z trudnym zadaniem. Na szóstkę spisała się Małgosia, która już w sobotę skończyła swoją bransoletkę i zakochawszy się w tej technice, pobiegła czym prędzej poczynić zakupy umożliwiające wykonanie kolejnej. Dobrze poradziła też sobie Marysia, a Magda swoją piękną robótkę zakończyła już podczas wczorajszych zajęć. Pozostała część grupy, delikatnie mówiąc jest lekko w tyle za peletonem. Ale staramy się, naprawdę. Próbujemy, próbujemy…aż do skutku.

      Musimy dać z siebie wszystko, tym bardziej, że w tych szklanych koraliczkach zakochałyśmy się bez pamięci. Cudownie jest dobierać kolory, wybierać wzór – motyw bransoletki czy zawieszki. Z realizacją gorzej, ale powoli, powoli zrobimy je wszystkie. Kiedy przed dwoma laty zaczynałyśmy decoupage – też było ciężko. Teraz nie mamy z tą techniką żadnych problemów. Więc nie marudzimy tylko zabieramy się do pracy.

      Obiecujemy, że już przed Mikołajkami nasze wierne czytelniczki będą mogły sprezentować komuś wykonane przez nas bransoletki.

JR