Wprawdzie w kalendarzu dopiero od miesiąca mamy jesień, ale za oknami widać coś zgoła innego. Deszcz bębni po szybach, zimne wietrzysko wkrada się w każdą szparę, na drzewach coraz mniej liści, a słupki termometrów gwałtownie spadają w dół. Niechybne to oznaki zbliżającej się zimy. A przecież przed nami jeszcze Święto Zmarłych, czas kiedy na grobach pysznią się kolorowe kule chryzantem i stroiki z jedliny.

Wprawdzie w kalendarzu dopiero od miesiąca mamy jesień, ale za oknami widać coś zgoła innego. Deszcz bębni po szybach, zimne wietrzysko wkrada się w każdą szparę, na drzewach coraz mniej liści, a słupki termometrów gwałtownie spadają w dół. Niechybne to oznaki zbliżającej się zimy. A przecież przed nami jeszcze Święto Zmarłych, czas kiedy na grobach pysznią się kolorowe kule chryzantem i stroiki z jedliny.

Co dobre szybko się kończy, więc i nasze etnograficzne warsztaty dobiegły końca. Spotykałyśmy się (a właściwie spotykaliśmy, bo w sierpniowych warsztatach uczestniczyli również panowie) przez kilka tygodni, by wspólnie pod czujnym okiem prowadzących spotkania instruktorów tworzyć bukiety zielne, dekorować i odnawiać gorsety, konstruować „pająka” i wreszcie stworzyć cudowne, pełne kwiatów nakrycie głowy prawdziwej krakowianki. Nie żaden kapelusz, czepek ni chustkę ale piękny czepiec.

Co dobre szybko się kończy, więc i nasze etnograficzne warsztaty dobiegły końca. Spotykałyśmy się (a właściwie spotykaliśmy, bo w sierpniowych warsztatach uczestniczyli również panowie) przez kilka tygodni, by wspólnie pod czujnym okiem prowadzących spotkania instruktorów tworzyć bukiety zielne, dekorować i odnawiać gorsety, konstruować „pająka” i wreszcie stworzyć cudowne, pełne kwiatów nakrycie głowy prawdziwej krakowianki. Nie żaden kapelusz, czepek ni chustkę ale piękny czepiec.

Wśród wielu atrakcji przygotowanych praz sołectwo Zielonki dla uczestników Pikniku rodzinnego nie mogło zabraknąć oferty związanej z biblioteką. Dzięki zaprzyjaźnionym z naszą książnicą paniom, a zwłaszcza uczestniczkom Bibliotecznych Warsztatów Plastycznych miłośnicy prac ręcznych mogli się nauczyć się czegoś nowego i wykazać  swoim talentem.

Wydawać by się mogło – nic prostszego. Kilka „pomponów” z pociętej w drobne paseczki krepiny, kilkanaście mniejszych bibułkowych kwiatków, kawałki pociętej słomy i cienkiego sznurka. W praktyce okazało się to dużo trudniejsze i bardzo pracochłonne. Trwające 3 godziny warsztaty pozwoliły na dokładne przyjrzenie się fotografiom pająków zamieszczonych w Internecie, rozplanowanie kolejności prac, a także podział obowiązków pomiędzy obecnymi na spotkaniu paniami. Należało także wybrać kolory krepiny, z których miały powstawać kwiaty, bowiem ich różnorodność przyprawiała o zawrót głowy.

Wydawać by się mogło – nic prostszego. Kilka „pomponów” z pociętej w drobne paseczki krepiny, kilkanaście mniejszych bibułkowych kwiatków, kawałki pociętej słomy i cienkiego sznurka. W praktyce okazało się to dużo trudniejsze i bardzo pracochłonne. Trwające 3 godziny warsztaty pozwoliły na dokładne przyjrzenie się fotografiom pająków zamieszczonych w Internecie, rozplanowanie kolejności prac, a także podział obowiązków pomiędzy obecnymi na spotkaniu paniami. Należało także wybrać kolory krepiny, z których miały powstawać kwiaty, bowiem ich różnorodność przyprawiała o zawrót głowy.

Równie barwne jak sierpniowe, były warsztaty renowacji i odtworzenia gorsetów. Zajęciami kierowała Bernadeta Walczak, której mama, Anna Palimąka pięknie haftuje gorsety. Wprawdzie córka nie do końca poszła w ślady swojej rodzicielki, ale talent artystyczny na pewno odziedziczyła właśnie po niej.

Równie barwne jak sierpniowe, były warsztaty renowacji i odtworzenia gorsetów. Zajęciami kierowała Bernadeta Walczak, której mama, Anna Palimąka pięknie haftuje gorsety. Wprawdzie córka nie do końca poszła w ślady swojej rodzicielki, ale talent artystyczny na pewno odziedziczyła właśnie po niej.