Organizowane w obchodzonym aktualnie Tygodniu Bibliotek spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki nie mogło być tak po prostu zwyczajne. Zatem nie było. Zostałyśmy zaproszone przez Dorotę do jej ogrodu, a dokładnie na taras domu, skąd tocząc dyskusje podziwiałyśmy otaczającą nas zieleń. Nie chcemy nawet domyślać się jakim sposobem załatwiła sobie taką pogodę, skoro jeszcze dwa dni wcześniej mieliśmy zimę, a niedługo po zakończeniu spotkania lunął trwający kilka godzin deszcz. Najważniejsze, że było cudownie, ciepło, wesoło, rodzinnie i żal było się rozstawać. Nawet późnowieczorny chłód nam nie przeszkodził, otulone w szale i koce wytrwałyśmy do końca.

Oczywiście wielka w tym zasługa naszej gospodyni, ale i wszystkich pozostałych pań, które tradycyjnie już zadbały o to, żeby nie zaczynać dyskusji z pustym żołądkiem. Były więc i paluchy z humusem, dipy, domowy chleb, dwie sałatki (a jedna lepsza od drugiej), rolada z łososiem, ser pleśniowy, a nawet danie na gorąco – faszerowana mini cukinia w wersji dla mięsożerców i wegetarian oraz ciasta. Nawet herbata nie była zwyczajna, bowiem miałyśmy do niej imbir w miodzie z cytryną…

Najedzone do syta mogłyśmy się skupić nad książką, a była nią po raz pierwszy w historii naszych spotkań literatura islandzka, autorstwa Hallgrímura Helgasona. Niestety nie wszystkim udało się przebrnąć przez opowieść o samotnej, przykutej do łóżka, chorej na raka, 80-letniej kobiecie imieniem Herra, wnuczce pierwszego prezydenta Islandii, która czeka już tylko na śmierć w wynajętym garażu. Książka wstrząsająca, napisana bardzo szczególnym, nie dla każdego do przyjęcia językiem, zaś sama bohaterka jest na pewno osobą nietuzinkową. Zgodnie doszłyśmy do wniosku, że aby sprawiedliwie ocenić lekturę trzeba przeczytać ją do końca. Wówczas inaczej postrzega się zachowanie Herry czy choćby poszczególne epizody z jej życia, choć nie dla wszystkich była ona bohaterką w pełni pozytywną. Miałyśmy co do tego kilka zastrzeżeń.

Na pewno jest to literatura inna od pozycji dotychczas przez nas omawianych i nie dla każdego. Może nieco irytować brakiem chronologicznie podawanej treści, ale jest przez to niebanalna i należy ją smakować jak dobre wino. Oceny przyznane książce były raczej wyrównane, a były to: trzy „6”,cztery „7”, dwie „8” i trzy „9”. Kobieta w 1000°” otrzymała średnią 7,42 /10 pkt., co jest bardzo przyzwoitym wynikiem z uwagi na surowość naszych osądów. Już za miesiąc, na zakończenie sezonu wiosennego, w ogrodzie pp. Bartosów spotkamy się po raz pierwszy z powieścią gruzińską, a znając gościnność gospodarzy, jestem pewna, że czekać na nas będzie nie tylko herbata…

JR

Galeria zdjęć - KLIKNIJ TUTAJ!