W poniedziałkowy wieczór w Bibliotece w Przybysławicach spotkały się miłośniczki dobrej literatury i herbaty. Tym razem rozmawiałyśmy o kryminale Pierra Lemaitre "Koronkowa robota".

 

Na ostatnim spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki w Przybysławicach była bardzo gorąca atmosfera. Temperaturę podniosła omawia przez nas książka Katarzyny Tubylewicz "Rówieśniczki".

 

Początek nowego roku to czas publikowania podsumowań i organizowania plebiscytów, w tym tych na polu literackim. W ten trend wpisuje się omawiany na styczniowym spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki w Bibliotece w Węgrzcach bestsellerowy "Słowik" autorstwa amerykańskiej pisarki Kristian Hannah.

 

Ciężko było…momentami nawet bardzo. Mimo styczniowego wieczoru atmosfera spotkania była bardzo gorąca, ale takie właśnie dyskusje lubimy najbardziej. Wcześniej chyba żadna z nas nie przypuszczała, że niepozorna niespełna 200-stronicowa książka-wywiad z byłą więźniarką obozu w Ravensbrück tak nas podzieli. Miałyśmy mieszane uczucia co do samej bohaterki wspomnień. Rozumiemy to, że każdy ma prawo do przeżywania takiej traumy jak pobyt w obozie na swój sposób, że czasami, żeby przeżyć, i nie oszaleć, trzeba było wypierać rzeczywistość, ale pisanie, że to nie było żadne piekło na ziemi w wypadku gdy ze 132 tysięcy więzionych tam kobiet oraz dzieci przeżyło zaledwie. 40 tysięcy w tym, zaledwie co piąta Polka, to już nie jest ani smaczne, ani optymistyczne i chyba pozbawione cienia prawdy. Owszem wiemy, że historie osadzonych bywały różne, niemniej jednak większość cierpiała głód i zimno, była bita, wykorzystywana do pracy niewolniczej i pseudo-badań medycznych. To nie jest piekło? A zatem co nim jest? Skoro czuła się tam jak w sanatorium nad jeziorem, to dlaczego przez wiele lat korzystała z odszkodowań, zaproszeń do niemieckich rodzin, paczek i wyjazdów wypoczynkowych do Niemiec? Dla nas to zupełny brak konsekwencji.

Czekolada była wszędzie. Na okładce naszej grudniowej lektury, w postaci pralinek, cukierków, pierników oraz deseru z mandarynką. Wprawdzie wpisało się to doskonale w przedświąteczny klimat, niemniej jednak czekolady na długo mamy dość…Zgodnie stwierdziłyśmy, że kolejna książka o niej to niezbyt rozważne posunięcie, w końcu ile można o tym pisać? Mamy jeszcze w pamięci doskonałą „Czekoladę” J. Harris oraz wspaniałe „Ósme życie (dla Brilki)” N. Haratischwili, przy nich „Zapach czekolady” Ewalda Arenza  wyraźnie traci. Nie zgadzamy się również z określeniem powieści mianem romansu, żaden romans to nie jest.

W poniedziałek wieczorem w Bibliotece w Przybysławicach spotkały się miłośniczki dobrej literatury i herbaty. Jeśli do tej mieszanki dodamy szczyptę humoru, odrobinę złośliwości, coś słodkiego i dużo ciepła to tak w skrócie można opisać nasze spotkanie.

Pomimo padającego deszczu i porywów lodowatego wiatru, który wyrywał parasole z rąk, dzielne wielbicielki książek spotkały się w jesiennym ogrodzie pp. Bartosów w Woli Zachariaszowskiej. Kiedy pierwsza grupa pań już zasiadła w przytulnym salonie, spóźnione nieco klubowiczki dokonywały tradycyjnego przeglądu ogrodu, w którym, jak zauważyłyśmy, pojawiły się nowe grządki z różnokolorowymi wrzosami.

W poniedziałkowy wieczór, 25 września, odbyło się pierwsze po wakacjach spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki dla dorosłych. Rozmawiałyśmy o powieści Kristin Hannah Słowik okrzykniętej przez użytkowników strony Lubimy czytać mianem najlepszej powieści historycznej roku 2016.

Po wakacyjnej przerwie, w miniony czwartek ruszyły dyskusje o książkach i zgodnie z naszą tradycją spotkanie odbyło się poza biblioteką, w ogrodzie i domu jednej z naszych członkiń. Byłyśmy tam po raz pierwszy, zatem nie dziwi fakt, iż zbiórkę zarządzono nieco wcześniej, tak by każdy mógł nacieszyć oko ogrodem pp. Rączkowskich – kwiatami, bylinami, krzewami, drzewami, a także sadem i winnicą. Czegóż tam nie było… A pyszne winogrona zrywane wprost z gałęzi smakowały wybornie. Mnie osobiście kusiły dorodne jabłka, ale dowiedziawszy się, że są oczkiem w głowie pana domu, nie odważyłam się zerwać ani jednego.

Wiosenno-letni sezon z książką zakończyłyśmy tradycyjnie u jednej z naszych klubowiczek. Ogród pp. Bartosów w Woli Zachariaszowskiej przyjął nas feerią kolorów i pogodą, o jakiej marzyliśmy. Po spenetrowaniu wszystkich jego zakamarków (a dla dwóch pań była to penetracja pierwsza), po przepytaniu gospodyni o tegoroczne straty roślinności spowodowane niezwykle dotkliwą zimą, a zwłaszcza wiosennymi mrozami (zauważyłyśmy np. wycięty, przemarznięty milin, który na szczęście powoli odrasta z korzeni), przyszedł czas na sesję fotograficzną w „tak pięknych okolicznościach przyrody”.