zdjęcie przedstawia osoby w różnym wieku siedzące przy stole

Po chwilowej przerwie, lutowe spotkanie DKK bardzo miło nas zaskoczyło. To za sprawą zupełnie innej niż dotychczas książki, którą przyszło nam czytać. Mowa oczywiście o „Króliku po islandzku” autorstwa dwóch współczesnych pisarzy – Grzegorza Kasdepke oraz Huberta Klimko-Dobrzanieckiego.

Lecz zacznijmy od początku. Nasz klub w ostatnim czasie polubił wszelkiego rodzaju „króliki” w tytułach książek. O ile „Rok królika” Joanny Bator nie trafił w gust klubowiczów, to ten po „islandzku” już bardziej wpasował się w ich literackie zainteresowania.  Książka, oceniając na tzw. Pierwszy rzut, po okładce, prezentuje się nad wyraz dobrze. O ile części z nas spodobała się szata graficzna i nowoczesne ilustracja, o tyle niektórzy nigdy nie sięgnęliby po tą książkę na sklepowej półce. Tekst, napisany przejrzyście, tu i ówdzie obfitował w… wulgaryzmy, które, niestety, mocno raziły bardziej wrażliwych czytelników.

zdjęcie przedstawia omawiane na spotkaniu książki leżące na stole

W tym momencie warto zaznaczyć, iż większość uczestników środowego spotkania znała Grzegorza Kasdepke tylko i wyłączenie jako pisarza związanego z literaturą dziecięcą. Czytając jego krótkie, a zarazem wulgarne felietony w „Króliku po islandzku”, można było odczuć dyskomfort. Z drugiej strony, ciekawie było poznać Kasdepke z innej, bardziej „mrocznej” perspektywy. Niewątpliwym atutem jego tekstów w tej książce jest lekkość pióra, którą się posługuje. W porównaniu do Klimko-Dobrzanieckiego felietony Kasdepke są lepiej napisane. Duże zainteresowanie wzbudziły także zamieszczone przepisy kulinarne. Co prawda, nikt z nas nie próbował ich przyrządzić, ale wiele z nich otrzymało pochlebne opinie.

Klubowicze wysoko ocenili tą pozycję, bo aż na 6,7/10. W ocenach cząstkowych padła też jedna „piątka” za zbyt dużą ilość wulgaryzmów. Najwyższą notą okazała się tylko jedna „ósemka”.

KB