Kolejne spotkanie bibickiego Dyskusyjnego Klub Książki odbyło się już w jesiennej aurze, czyli 28 września. Tym razem omawialiśmy powieść David’a Unger’a „Pan własnego losu”.
Warto na początku zaznaczyć, iż to właśnie prawdziwe wydarzenia skłoniły autora do napisania tej książki.
Zapowiadało się dobrze – każdy z nas był pod wrażeniem „cienkiej” książki, ponieważ na ostatnim spotkaniu dyskutowaliśmy o pozycji z większą ilością stron od tej. Zachęceni recenzją na okładce, byliśmy niemal pewni, że tym razem wybór padł na właściwą książkę.
„Pana własnego losu” można podzielić na dwie części – pierwszą, tą gorszą, oraz drugą, nieco lepszą. Ale zacznijmy od pierwszej, w której poznajemy głównego bohatera, Guillermo, pochodzącego z ogarniętej kryzysem i korupcją Gwatemali. Dzięki ojcu głównego bohatera dowiadujemy się co nieco o samej Gwatemali. Niestety, jest to jedyny moment w całej książce, gdzie autor opisuje zwyczaje i historię tego kraju – nam, czytającym bardzo brakowało takich informacji.
Po ciekawej dyskusji, stwierdziliśmy, że książka została napisana w sposób poprawny, bez wielkich uczuć. Jedna z klubowiczek powiedziała, że czytając ją, czuje się, jakby oglądała film z transkrypcją dla niewidomych. Kilkoma słowami – za dużo martwych opisów, za mało akcji i dialogu, który przesuwałby całość do przodu. Mówiąc kolokwialnie – powiało nudą.
Również oceny wszystkich obecnych obecnych klubowiczów odzwierciedlają „poprawność” czytanej przez nas powieści – najniższa, która się pojawiła to 3,5 (!), natomiast najwyższa, 6 odrobinę podnosi średnią – 4,5/10.
Po raz kolejny nasuwa się stwierdzenie, że nie należy ufać opisom na okładce. Może to ta jesienna aura sprawia, iż książki tracą blask…