Nareszcie skończone. Po spędzeniu długich godzin na mozolnych pracach, które wymagały zarówno dokładności jak i artystycznego zmysłu, udało się wczoraj skończyć większość rozpoczętych przed trzema tygodniami zakładek i bransoletek.

Ręce bolą od zakładania metalowych kółeczek i zawieszek, palce pobrudzone klejem, farbami i lakierem, ale warto było. Teraz oglądamy nasze „dzieła” i cieszymy oczy różnorodnością kolorów. Bo zarówno zakładki jak i bransoletki aż kipią soczystymi barwami.

Na razie jesteśmy zabezpieczone zarówno w biżuterię jak i w „książkowych pomocników”, zatem pora zając się czymś zgoła innym. Już za trzy tygodnie będziemy odwiedzać groby naszych najbliższych, zatem musimy i my przygotować się do tego.

Zaplanowałyśmy stworzenie wianków udekorowanych liśćmi, kasztanami, żołędziami, mahonią i gałązkami jedliny. Na kolejnym spotkaniu musimy przygotować sobie róże z liści klonu. Wprawdzie z powodu tegorocznej suszy i upalnego lata, byłyśmy pewne obaw czy liście dotrwają do końca października, ale wszystko na to wskazuje, że tak.

Za dwa tygodnie pozostanie nam już tylko montowanie poszczególnych elementów na wiankach ze słomy. Ile osób, tyle pomysłów, zatem na pewno powstaną zupełnie różne wzory, co postaram się udokumentować zdjęciami.

Na razie cieszymy się bransoletkami, korzystamy z ostatnich, słonecznych dni i biegamy za liśćmi. Oby tylko pogoda nie pokrzyżowała nam planów. Liczymy na to, że wiatr nie postrąca wszystkich za wcześnie...

 

JR