Po wakacyjnej przerwie, w miniony czwartek ruszyły dyskusje o książkach i zgodnie z naszą tradycją spotkanie odbyło się poza biblioteką, w ogrodzie i domu jednej z naszych członkiń. Byłyśmy tam po raz pierwszy, zatem nie dziwi fakt, iż zbiórkę zarządzono nieco wcześniej, tak by każdy mógł nacieszyć oko ogrodem pp. Rączkowskich – kwiatami, bylinami, krzewami, drzewami, a także sadem i winnicą. Czegóż tam nie było… A pyszne winogrona zrywane wprost z gałęzi smakowały wybornie. Mnie osobiście kusiły dorodne jabłka, ale dowiedziawszy się, że są oczkiem w głowie pana domu, nie odważyłam się zerwać ani jednego.


Aby nie nadużywać gościnności gospodarzy, każda z pań miała za zadanie dostarczyć coś na nasz wspólny stół. Stąd miałyśmy do wyboru aż dwie pyszne sałatki, chleb tygrysi (premiera na naszych spotkaniach), rewelacyjną pastę z cukinii i ziół, paszteciki z kiszoną kapustą, danie główne – leczo, przygotowane przez goszczącą nas Anię, a na deser ciasto z cukinii i ptasie mleczko z sosem czekoladowym. Nie wspominam już o dipach, desce serów, owocach i napojach. Najedzone do syta i zadowolone z otrzymanych prezentów-niespodzianek panie mogły poświęcić czas na dyskusję o ostatniej wspólnie przeczytanej lekturze.

Polemika miała miejscami dosyć burzliwy przebieg, bowiem omawiana przez nas książka nie była ani łatwa, ani prosta. „Muzeum porzuconych sekretów” Oksany Zabużko, definiowane jako ukraińska epopeja, jest lekturą dla smakoszy słowa pisanego. Zabużko na pewno nie jest pisarką łatwą, jest również poetką (i to w książce widać) oraz eseistką (i to widać jeszcze wyraźniej). Zaskakuje wspaniałym, bardzo nowoczesnym stylem, który nie każdemu musi się podobać. Wielowątkowa, niezwykła opowieść o Ukrainie największą liczbę zwolenników znajdzie wśród wielbicieli historii, a nawet polityki. „Muzeum porzuconych sekretów” nie czyta się łatwo, bowiem autorka zastosowała specyficzny sposób narracji, pełno tu wtrąceń, dopowiedzeń, monologów wewnętrznych czy dialogów widzianych ze strony tylko jednego z rozmówców, ale dzięki temu tym bardziej można się z nią identyfikować. Któż z nas nigdy nie wiódł sam ze sobą dyskusji czy nie „odpłynął myślami” w czasie słuchania drugiej osoby…

Szczególne słowa uznania należą się również tłumaczce Katarzynie Kotyńskiej, która uczyniła z powieści prawdziwą perełkę. Czytając monolog Buchałowa podczas połowu ryb nad Dnieprem, w uszach dźwięczą nam kolejne głoski, jak gdybyśmy sami byli świadkami tego nocnego spotkania. Ponad 700-stronicowa praca Zabużko jest książką ogromnie wartościową, dla wymagających, wytrawnych czytelników, którym po jej przeczytaniu trudno będzie powrócić do łatwiejszej literatury. Jak można było przypuszczać lektura wzbudziła bardzo krańcowe emocje. Dla dwóch pań była za trudna, nieodpowiednia na wakacje. Pozostali byli dość łaskawi w jej ocenie, ba nawet posunięto się do zachwytów i tak mocnej obrony wielowątkowych wartości książki, że skłoniło to dwie z klubowiczek do ponownego sięgnięcia po „Muzeum…” i przeczytanie do końca.

Podczas głosowania dwie z pań wstrzymały się od wystawienia noty, bowiem doszły do wniosku, że przeczytawszy zaledwie 100 stron, mogłyby swoją opinią skrzywdzić książkę. Wśród ocen były jedna „2” i jedna „3”, dwie „6”, dwie „7” oraz cztery „8”, zatem średnia wyniosła 6,30/10 pkt., co jest znakomitym wynikiem zważywszy na bardzo wysoki poziom lektury. Cudowna atmosfera wrześniowego otwarcia sezonu dyskusyjnego, którego gościem specjalnym był sam dyrektor naszej biblioteki Mariusz Zieliński, sprawiła, że spotkanie przeciągnęło się do późnych godzin, a na 5 października zostałyśmy zaproszone do pp. Bartosów. Tam oczywiście oprócz pysznych herbat i rozmowy o kolejnej książce, będziemy zwiedzać jesienny ogród i oglądać nowo powstałe grządki z wrzosami.

Zatem do października…

JR

Galeria zdjęć - KLIKNIJ TUTAJ!