Spotkanie z literaturą austriacką nie zdarza się często, zatem z ogromnym zadowoleniem przyjęłyśmy ostatnio powieść Judith W. Taschler. Reklamowana jako połączenie romansu i thrillera, wielbicieli tego drugiego gatunku może nieco rozczarować. Ale tylko ich i tylko troszkę. Można by pogrymasić nieco, że niezbyt spójna, że za dużo przedstawiania fabuły za pomocą e-maili, ale to chyba tyle zarzutów. Powieść, która zaczyna się leniwie, z każdym kolejnym rozdziałem stopniuje napięcie, które sprawia, że nie możemy się od niej oderwać.

Na niewielu ponad 250 stronach potrafiła autorka zawrzeć przeszłość, teraźniejszość oraz literacką fikcję w postaci opowiadanych czy to przez Matyldę czy to przez Xavera historii. Poznajemy historię rodzin obojga głównych bohaterów, przenosząc się wraz z dziadkiem Xavera, Richardem, aż do początku XX wieku. W „Nauczycielce” znajdziemy nieszczęśliwą miłość, rodzinne dramaty, bolesne życiowe wybory, a nawet tajemnicze zaginięcie półtorarocznego dziecka.

Dyskusja nad październikową lekturą była bardzo ożywiona, zwłaszcza w momentach, w których poruszałyśmy wątek Xavera Sanda, uznanego przez większość za pasożyta, lekkoducha i egoistę. Pani Basia posunęła się nawet do stwierdzenia, że „ona na miejscu porzuconej Matyldy tak by tego nie zostawiła, lecz odnalazła Xavera i kategorycznie zażądała wyjaśnień”. Znalazłyśmy również, tradycyjnie zresztą, wątek polskości i biblioteki, które to detale z lubością wyszukujemy w czytanych przez nas książkach.

Zauważyłyśmy także, powiązanie naszej powieści z poprzednią lekturą, którą była książka Kate Atkinson „Jej wszystkie życia”. Tam, w każdej kolejnej wersji życia przeczucia głównej bohaterki sprawiały, że zmieniała swoje decyzje, które skutkowały drobną, bądź radykalną zmianą przyszłości, tutaj kolejne wersje opowiadanych historii, dostarczały dramatyzmu i prowadziły do określonych decyzji czy działań (zgłoszenie się Xavera na policję).

Rozczarowało nas nieco samo zakończenie książki, ale skoro taki był zamysł autorki, musimy to uszanować. W końcu nie wszystkie powieści muzą się kończyć happy-endem bądź też ostatecznym wymierzeniem kary. Literacki niedosyt zrekompensowały nam przysmaki zgromadzone na stole. Dziękujemy za ciasteczka, wyśmienite herbaty, pyszne ciasto domowe Marysi i rewelacyjne świeże soki z warzyw – dzieło Eli. Teraz będziemy żyć w zdrowiu przez długi czas i omawiać kolejne książki na spotkaniach.

W głosowaniu powieść otrzymała łączną notę 7,85 pkt./10, co plasuje ją wśród ścisłej czołówki ocenionych przez nas książek. Zdobyła jedną „10”, po cztery „9” i „8”, po jednej „7” i „6” oraz dwie „5”. To już druga z kolei książka z tak wysoką punktacją i oby tak dalej.

JR