Książka Ignacego Karpowicza nie powaliła na kolana członkiń naszego Dyskusyjnego Klubu Książki (przynajmniej jego większej części). Na nic zdała się koalicja zafascynowanych utworem koleżanek z dwójką umiarkowanych, lecz nie do końca wiarygodnych w ocenie (bowiem nie przeszły przez cierniową drogę czytając pseudobiblijne psalmy). Na nic zdały się peany na cześć młodego i jakże utalentowanego człowieka (wybacz Elu), na nic zdał się styl, którym zachwycała się również inna z pań (Halinko – ukłon w Twoją stronę). Na nic zdała się obrona własną piersią (obrończyń) symboliki, fantastycznej fabuły i humoru. Większość oceniła książkę na 4,63 pkt/10.

 

Cud się nie zdarzył i pan Karpowicz nie zdobył w tym roku nagrody Nike (chwała Najwyższemu). Może po prostu lepiej mniej myśleć o stylu i skupić się na treści, jakiej oczekuje dzisiejszy czytelnik? Nasza wczorajsza polemika wyszła poza zwyczajowo określone ramy (dyskusji stricte o lekturze). W rozmowie zastanawiałyśmy się dokąd zmierza współczesna sztuka (teatr, literatura) i czy tego akurat oczekują odbiorcy?


My jesteśmy już zmęczone „udziwnianiem” na siłę tego, co można przekazać prosto, ale szczerze. Chyba właśnie tym zdobywa się czytelnika i widza, ale do artystów może to nie dociera. Obecnie pisać i wydać książkę może każdy, tylko czy o to chodzi?

Większa część grupy po przeczytaniu „Cudu” była potwornie zmęczona. Najlepiej świadczą o tym słowa kilku pań: „musiałam szybko odreagować inną książką” – nie jest to chyba pochlebna recenzja (tematem książki nie była martyrologia), biorąc pod uwagę, że książka tryska swoistym, absurdalnym, ale jednak humorem. Natomiast wszyscy zgodnie przyznali, że początek powieści jest rewelacyjny (może trzeba było na tym poprzestać?) (to oczywiście żart).


Kolejne nasze spotkanie z polską literaturą okazało się fiaskiem (pomijam pełne zachwytu opinie Eli i Haliny). Po magicznym „Odruchu serca” Toni Morrison i „Wyjącym młynarzu” Arto Paasilinny przyszło nam zmierzyć się między innymi  z „Historią pewnego związku”, „Domem na rozdrożu”, Szopką”, Czasem w dom zaklętym, „Faustą” i „Kukułką” – i tylko „Szopka” Zośki Papużanki zasłużyła na brawa.


Nastrój ostatniego już w tym roku spotkania uratowały tylko pyszne wypieki: pachnący korzeniami piernik przekładany masą grysikową, ciasteczka krucho-owsiane i aromatyczna herbata (dziękuję).

Nowy rok zaczniemy z literaturą amerykańską. Głęboko wierzę w to, że uda nam się wreszcie porozmawiać o treści, bohaterach, problemach zawartych na kartach książki, a niekoniecznie poszukiwać stylu przez duże „S”.

W końcu to co nas łączy to Dyskusyjny Klub Książki (każdej), a nie Dyskusyjny Klub Krytyka Literackiego (którym żadna z nas nie jest).

Życząc miłej lektury (choć temat łatwy i banalny nie jest) życzę wszystkim Paniom udanego odpoczynku w rodzinnym gronie i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w nadchodzącym 2015 roku.

JR